InterRisk: Moniko, raz jeszcze gratulujemy ogromnego sukcesu. Powiedz, czy planując wyprawę myślałaś o tym, że rok, który właśnie dobiegł końca jest rokiem Wandy Rutkiewicz i że jeśli się uda będziesz drugą Polką, która stanęła na K2?
MW.: Szczerze mówiąc to wyprawę na K2 planowałam już wcześniej, ale na przeszkodzie stanęła pandemia. Natomiast kiedy wiadomo było, że wspinaczka na drugą co do wysokości górę świata jest wreszcie możliwa, ucieszyłam się z tego zbiegu okoliczności, czyli że stało się to w roku, któremu zgodnie z uchwałą sejmową, patronuje Wanda Rutkiewicz. Oczywiście znając historię himalaizmu wiedziałam, że Wanda była na K2 nie tylko pierwszą kobietą, ale też pierwszą osobą z Polski, jednak nie myślałam kategoriami, że mam wejść na tę górę aby móc chwalić się że jestem druga po Wandzie. W góry jeżdżę ze szczerej pasji, nie dla autopromocji, nie chcę się z nikim ścigać, licytować w wyczynach. Niemniej kiedy byłam już blisko szczytu i pewne było, że na nim stanę, dotarło do mnie że przez 36 lat nie było w tym miejscu żadnej Polki (Wanda zdobyła K2 w roku 1986).
InterRisk: Jesteś doświadczoną podróżniczką, himalaistką i żeglarką. Widziałaś już wiele ciekawych miejsc i musiałaś pokonać wiele przeciwności. Co motywuje Cię do stawiania sobie nowych celów?
MW: Uważam że mamy jedno życie i trzeba je dobrze wykorzystać, żeby za jakiś czas nie żałować, że przeciekło nam między palcami. To co mną kieruje to chęć poznawania świata, ciekawość co czeka za horyzontem, próby dotarcia w miejsca które dla większości ludzi nie są dostępne. Oczywiście istotne jest też przekraczanie własnych granic (często to granice nie tyle fizyczne, co tkwiące w naszych umysłach) oraz uświadamianie sobie, że możemy więcej niż nam się wydaje. Żeby tak było trzeba nad sobą stale pracować, szkolić się, zbierać nowe doświadczenia, rozwijać – to też mnie motywuje, zwłaszcza, że widzę w sobie zmiany – na lepsze rzecz jasna.
InterRisk: „Żeby być dobrym wspinaczem, trzeba mieć niezłomną polską mentalność”- powiedział Simone Moro, jeden z najbardziej doświadczonych himalaistów na świecie, w rozmowie z National Geographic Polska. Czy uważasz, że Polacy mają specjalne predyspozycje do uprawiania tego sportu?
MW: Oj, chyba sporo w tym kurtuazji Simone, który dla większość z nas, polskich himalaistów, jest po prostu kumplem, znajomym z wypraw. Ale fakt, mamy w Polsce bardzo dobrych wspinaczy, co niewątpliwie jest zasługą zarówno umiejętności, jak również naszych narodowych cech – mających czasem dobre, a czasem złe strony. Chodzi mi o determinację, ambicję, umiejętność improwizacji, zgodę na ryzyko, no i jeszcze dumę narodową sprawiającą że dla przysłowiowego zatknięcia polskiej flagi, jesteśmy w stanie zrobić naprawdę dużo.
InterRisk: Podczas Twoich wypraw nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem, jak sobie radzisz w takich sytuacjach?
MW: Zdaję sobie sprawę, jak ważna jest strategia – unikam w pełni spontanicznego działania, robienia wszystkiego „na żywioł”, na rzecz sprawdzenia różnych czynników które mogą pomóc w podjęciu decyzji (pogoda, sprzęt itp.) i opracowania pomysłu na to czego chcę dokonać, równocześnie minimalizując ryzyko. Ale wiadomo – wszystkiego się nie przewidzi, tak więc staram się zawsze mieć plan B i nie kierować się emocjami, ale rozsądkiem. Nauczyłam się też radzić sobie ze stresem. Wyprawy na ośmiotysięczniki, jak i moje rejsy, które też należą do mocno ekstremalnych (chodzi o często kilkumiesięczne wyprawy oceaniczne) obarczone są na tyle dużym stopniem ryzyka, że na porządku dziennym są sytuacje kiedy się boję. Ale to nie może być to strach paraliżujący – musi być to strach mobilizujący, skłaniający do podejmowania racjonalnych decyzji.
InterRisk: Jesteś autorką i współautorką wielu książek, w których opisujesz swoje wyprawy i doświadczenia. Którą książkę poleciałbyś szczególnie czytelnikom, którzy szukają inspiracji i motywacji i zastanawiają się jak pokonać wyzwania i trudy dnia codziennego i realizować marzenia?
MW: Trudne pytanie (śmiech). Każda z tych kilkunastu książek jakie napisałam jest inna, przy czym książki żeglarskie nie są tylko o żeglowaniu, a te o górach nie są tylko o wspinaniu. W każdej z nich można znaleźć dużo ciekawostek o miejscach do których docieram, o ludziach których spotykam, o przyrodzie, historii etc., bo czy to w czasie rejsów, czy w górach, góruje w mojej mentalności pierwiastek podróżniczki. Ale jeśli miałabym coś polecić to dwie książki – „Everest. Góra Gór” oraz „Kurs Czukotka” – obie dotyczą wypraw, które wspominam ze szczególnym sentymentem.
InterRisk: Jaki moment w swojej historii określiłabyś, jako przełomowy? Które z licznych osiągnięć oceniasz, jako najcenniejsze i dlaczego?
MW: Na pewno był to Everest, na którego wierzchołku udało mi się stanąć w 2013 roku. I nie chodzi nawet o to że to najwyższa góra świata, ale o to, że zrozumiałam że nawet te najbardziej szalone marzenia da się spełniać, choć czasem wiąże się to z naprawdę dużą pracą, wysiłkiem i poświęceniem (na wyprawę na Everest wydałam pieniądze odkładane przez lata na mieszkanie). A jeśli chodzi o osiągnięcia, to najcenniejsze jest dla mnie bez dwóch zdań wejście na K2, a w żeglarstwie – nawet nie opłynięcie legendarnego Przylądka Horn, gdzie byłam 2 razy, ale bardzo trudne żeglowanie przez Ocean Arktyczny z Grenlandii na Alaskę i dalej – z opłynięciem Czukotki. Wraz z kolegą Szwedem, z którym wtedy przez 3 miesiące żeglowaliśmy prowadząc jacht tylko we dwójkę, dotarliśmy do miejsc gdzie nikt przed nami nigdy nie był.
InterRisk: Co zrobiło na Tobie największe wrażenie podczas samej wyprawy na K2?
MW: Nie będę oryginalna – wejście na szczyt oczywiście! Radość że spełniłam te marzenia i jestem na tej drugiej górze świata, co prawda od Everestu niższej, ale dużo, dużo trudniejszej i patrząc na statystyki wypadków – dużo bardziej niebezpiecznej. No i te widoki ze szczytu… Przyznaję – płakałam ze szczęścia!
InterRisk: Moniko, zdobyłaś K2, Koronę Ziemi, jakie masz teraz plany? Czy kolejne górskie wyzwania, czy może coś innego? Czy masz postanowienia noworoczne?
MW: Zacznę od postanowień noworocznych – są dość przyziemne bo jako wyjątkowy łasuch chciałabym ograniczyć słodycze. Na każdej wyprawie tracę kilka kilogramów, po czym rodzina i znajomi dbają abym szybko je nadrobiła (z nawiązką niestety). Ale cóż, nikt nie jest idealny! (śmiech). A z planów na ten rok to na pewno będę wyjeżdżać w góry, choćby z racji tego że organizuję i prowadzę grupy, m.in. na Kilimandżaro czy w Himalaje, ale z tych ambitnych celów to zamieniam ośmiotysięczniki na wyprawy polarne – docelowo marzy mi się 2-miesięczne dojście na nartach do Bieguna Południowego. I oczywiście wracam też do żeglowania!
InterRisk: Bardzo dziękujemy za rozmowę i życzymy powodzenia w kolejnych wyprawach!